Nic, co ludzkie, nie musi mu być obce.

Kolejna rozmowa z Rogerem, kolejna świetna inspiracja do felietonu, choć tym razem stoimy po przeciwnych stronach barykady i Naczelny moją wizję postrzega za cyfrowy katastrofizm tankowany najbardziej chodliwymi nagłówkami mediów głównego nurtu. To prawda, wziąłem go trochę pod włos, sugerując, iż w latach 20. symboliczna śmierć dziennikarstwa dokona się w pełni. Znaczy – wiecie, w kulturze nic nie umiera na zawsze, wystarczy spojrzeć na fascynującą historię albumów muzycznych na kasetach magnetofonowych (byliście już w kinie na „Perfect Days”?). Gdybym miał z kim, założyłbym się o solidną sumę, że sieciowe portale będzie wypełniała treść generowana niemal zupełnie automatycznie. Pamiętajcie – mówimy o perspektywie następnych sześciu lat. Gdy czasopisma growe wspominane będą z rozrzewnieniem tylko przez coraz mniejsze grono starszych odbiorców. Gdy nikt nie będzie już zakładał stronek/blogów, by próbować ugryźć krytykę inaczej, bardziej autorsko. Gdy SI będzie generowała muzykę, memy, grafikę, pomagała w developmencie, oszukiwała tłumy, powodowała konflikty. To niby lepiej napisanej recenzji nie wypluje?

Napisz za mnie

Polski portal growy w ponad połowie składa się z newsów, czyli tekstów stanowiących de facto „tłumaczenie źródła z komentarzem”. Komentarz będzie mniejszy lub większy (czasem stając się nawet minifelietonem). Nie byłoby trudno – szczególnie przy uwzględnieniu, jak prędko ta gałąź technologii idzie do przodu – założyć, że tłumaczenie ma przypominać językowo standardowe dziennikarskie teksty, zaś komentarz miałby przypominać styl wybranego przez nas autora. Ot, żebym mógł podać kilkaset newsów Adama Piechoty z Polygamii do analizy i zażyczyć sobie czegoś, co będzie przypominało mnie. Po co miałbym to robić – nie wiem, niemniej imitacja nie musi być wcale doskonała, by osiągnąć cel. Nim byłyby przecież kliknięcia. Koniec końców idzie o biznes, nie ideę, prawda?

Najpierw ustalił listę potrzebnych akapitów, później generował je fragment po fragmencie

Na piechotę / PSX Extreme 320

Nie mam na myśli, że generator by nas z tej pracy zupełnie wykurzył. Zastąpienie sporej części „zawartości” („produktu”? „wytworu”?) automatem przyspieszałoby tylko to, co powstać i tak musi, jest potrzebne, by trzymać włączone światła. Człowiek w czasie, który potrzebował na napisanie (nawet kaprawego do bólu) newsika, byłby w stanie zmoderować trzy wyplute przez automat teksty, pozbawić je artefaktów sztucznej inteligencji, dodać jedno lub dwa zdania wystarczająco ludzkie (szalony pomysł, nie mówcie o nim różnym naczelnym: niech te zdania będą niepoprawne językowo, zawierają jakieś popularne błędy), przekleić je do edytora, oprawić odpowiednią grafiką, zaplanować na „za 20/40/60 minut”. W mało stresujących warunkach wykonałby 200% swojej dotychczasowej roboty. Zaoszczędzony czas mógłby włożyć w testowaną grę, po to, by (a jak!) zasugerować modelowi kilka własnych przemyśleń do jutrzejszej recenzji.

Cały artykuł dostępny w PSX Extreme 320.

Instagram