Teoria – czy raczej zbiór teorii – jakoby otaczająca nas rzeczywistość była tylko wymyślną symulacją, a my uwięzionymi w niej konstruktami, to zagadnienie bliskie graczom z kilku powodów.

Po pierwsze, jest ściśle powiązane ze środowiskiem cyfrowym i obserwowanymi ostatnimi czasy skokami technologicznymi. Po drugie, dzięki filmom takim jak „Matrix” pojęcie symulacji wywarło istotny wpływ na narrację w XXI w., skaziło optymizm poznawczy ziarnem sceptycyzmu i lękiem przed zbyt szybkim postępem. Jako kulturoznawcy amatorzy możemy w teorie o życiu w cyfrowym pudełku nie wierzyć, nie możemy natomiast ich ignorować. Po trzecie wreszcie, same gry są namacalnym dowodem, że za pomocą zer i jedynek da się budować całe środowiska oraz określać występujące w nich zależności. Lokujemy polygonalne byty w labiryncie mechanik i – czy to dla rozrywki, czy by zaspokoić ciekawość – obserwujemy, jak sobie radzą.

Czy my wszyscy jesteśmy prawdziwi?

Temat ten to głęboka królicza nora, w dodatku zawierająca piętra, półpiętra i ukryte pomieszczenia. Jednocześnie mamy do czynienia z czymś więcej niż paranaukowe filmy z żółtymi napisami czy chaotyczne monologi myślicieli o wybałuszonych oczach. Kiedy więc Roger wysłał mi enigmatyczną wiadomość: „To żadne szurskie teorie, ale możliwa alternatywa dla zrozumienia naszego świata” (brakowało tylko, żeby dodał: „Tam coś jest! Będą próbowali Cię powstrzymać…”), od razu zacząłem kopać. Zobaczmy, czy zaistnienie warunków do symulowania całych światów jest w ogóle możliwe. A może raczej: co zrobić, by się z takiej symulacji wydostać, bo w gruncie rzeczy… dobra, o tym potem.

Kto więzi pana Bostroma

„Matrix” nie był pierwszym tekstem kultury, który zgłębiał koncepcję pozorowanej rzeczywistości. Aztekowie sugerowali, że nasz świat to opowieść bądź obraz autorstwa Teotl, metafizycznej wszechobecności, zaś starożytni chińscy myśliciele rozważali, czy to oni śnią, czy coś śni ich. W naszym kręgu kulturowym fundamentem wielu filozoficznych kierunków stała się koncepcja jaskini platońskiej, wedle której ludzie mają dostęp jedynie do rzucanych na skalną ścianę, niedokładnych, płaskich i często konfundujących cieni. Świat idei, który to Platon uznawał za ten realny (wcale nie świat przedmiotów, co może wydawać się kontrintuicyjne), jest możliwy do poznania jedynie za pomocą intelektu. Wieki później Kartezjusz w swoim eksperymencie myślowym wykreował postać złego demona, który oszukuje nasze zmysły i mąci umysł, a następnie uznał, że skoro nie możemy wykluczyć istnienia takiego bytu, należy przyjąć możliwość, iż cała wiedza o świecie zewnętrznym, w tym procesy jego poznawania, to iluzja. Oto ostateczna forma sceptycyzmu.

Powyższe koncepcje uważnie studiował Nick Bostrom, szwedzki filozof, kierownik Future of Humanity Institute na Oksfordzie. Traktował je jak kowadło, na którym kuł własną teorię. Myśliciel zaproponował śmiałą hipotezę, która niczym patyk wetknięty w mrowisko poruszyła akademickie środowisko. Mianowicie: jeżeli jakaś cywilizacja ogarnęła symulowanie całych światów, żyjemy w jednym z takich konstruktów. Z grubej rury, prawda? Oczywiście trzeba tu dodać kilka „o ile”. Przede wszystkim teoria ta zakłada podejście komputacjonistyczne, wedle którego świadomość jest oddzielona od biologii, a poznanie to jedynie kwestia obliczeń. Dobrze wyjaśnia to jeden z artykułów zamieszczonych w National Geographic: „Świadomość jest po prostu jedną z własności pewnych układów przetwarzających duże ilości informacji. Nie ma większego znaczenia, jaka jest fizyczna podstawa takiego układu. Mogą to być neurony lub tranzystory, a nawet tranzystory wierzące w to, że są neuronami”.

Rozbicie szyby w Prey (2017) obrazuje moment wydostania się z symulowanego świata.

Bostrom opiera swoją teorię na trzech tezach, z których – jego zdaniem – jedna musi być prawdziwa (tzw. trylemat Bostroma). Teza pierwsza: cywilizacje zawsze upadają, zanim osiągną technologiczny poziom pozwalający tworzyć symulacje na masową skalę. Teza druga: cywilizacje potrafią, ale nie chcą przeprowadzać symulacji (ze względów etycznych, filozoficznych, prawnych etc.). I wreszcie teza trzecia, ta, która nas najbardziej interesuje: żyjemy w symulacji. Jeśli cywilizacja potrafi i chce tworzyć całe wszechświaty, to statystyczna szansa, że jesteśmy biologicznymi, a nie cyfrowymi jednostkami ,jest bliska zeru. Po prostu nierozsądnie byłoby zakładać, że ta niewielka mniejszość organizmów komórkowych to akurat „my”, podczas gdy masowo multiplikowane byty zamieszkujące produkowane rzeczywistości to „tamci”. Bostrom zauważa: „Jeżeli nie uznajemy, że obecnie żyjemy w symulacji komputerowej, nie mamy prawa wierzyć, że będziemy mieć potomków, którzy przeprowadzą masowe symulacje swoich przodków”.

Możecie teraz parsknąć śmiechem bądź wywrócić oczami. Altair, Ezio lub Eivor zapewne również uważali takie „gdybanie” za bełkot dziada proszalnego po kilku głębszych. Nawiązałem do serii Assassin’s Creed nieprzypadkowo, bo tamtejszy Animus wiele z myśli Bostroma czerpie. Oczywiście mowa tu nie tyle o tworzeniu całych środowisk, ile o semiliniowej symulacji wspomnień naszych przodków (choć pewien stopień dowolności w działaniu każe nam zastanawiać się choćby nad zagadnieniami wolnej woli czy przeznaczenia), ale seria lubi czasami pogrzebać pazurkiem po dnie króliczej nory. Dla przykładu: gracz może w pewnym momencie dokopać się do zapisków autorstwa Layli Hassan, byłej pracownicy Abstergo. Notka datowana jest na 2018 r. Czytamy w niej: „Zanurzyłam się głęboko w teoriach o naszej rzeczywistości jako symulacji i wylądowałam na końcu internetu. Na razie po prostu zbieram informacje. Nie wszystko, co znalazłam, było przydatne. Trudno sobie wyobrazić, że świat, który znamy, jest kolejną warstwą Animusa… ale na swój sposób ma to sens”.
Hipoteza Bostroma jest dziś szeroko omawiana. Krytycy zwracają uwagę na jej niepraktyczność, David Kipping (astronom i prof. nadzwyczajny na Uniwersytecie Columbia) zwraca uwagę na fakt, że matrioszkowe światy (konstrukcje tworzące własne konstrukcje) wymagałyby zbyt wielkiej ilości zasobów energetycznych, a te musiałyby w stu procentach pochodzić ze „świata zero”. Entuzjaści myśli Bostroma odbijają piłeczkę, zauważając, że to, co wydawało się niemożliwe w dobie maszyn parowych, dziś uchodzi za dziecinnie proste. Elon Musk ocenia szansę na to, że właśnie „my” jesteśmy tymi zamkniętymi w cyfrowym pudełku, na 99%. Astrofizyk Neil deGrasse Tyson w 2018 r. mówił: „fifty-fifty”. David Chalmers z Uniwersytetu Nowojorskiego szacuje 70%. W kontraście do niego Michio Kaku, współtwórca teorii strun, daje okrągłe zero. Świat ludzi zdecydowanie mądrzejszych od nas nie mówi jednym głosem, co już powinno dawać do myślenia.

Ciekawe spojrzenie proponuje Paweł Klimala, dziennikarz badający rozwój technologiczny. Jego zdaniem najciekawszym pytaniem nie jest: „czy żyjemy w symulacji?”, ale: „co byśmy z tą wiedzą zrobili?”. „Zmieniłoby to drastycznie nasze postrzeganie świata. Powstałyby nowe pytania natury etycznej, filozoficznej, religijnej”.

Cały artykuł dostępny w PSX Extreme 335.

Instagram