Rozwijamy się skokowo, dzięki Archimedesom, Galileuszom, Einsteinom. Nie mniejszy wpływ na kształt naszej cywilizacji niż naukowe odkrycia mają występy aojdów i ich opisy w „Odysei”, wnętrze katedry Santa Sabina, mrożące krew w żyłach obrazy Hieronima Boscha i rozgrzewające ją sonety Petrarki czy wreszcie „White Album”, gdy mowa o muzyce, i „Obywatel Kane”, jeśli o kinematografi i. Powyższe uświadamia nam, że w miejscu, gdzie często widzimy sufi t, znajduje się co najwyżej półpiętro.

Dzieła sztuki nie powstają w próżni. Wyrastają na glebie  wspólnych  dokonań  użyźnionej  niezliczoną  liczbą literackich eksperymentów, konceptów, wiszących po kameralnych galeriach płócien, bardziej bądź mniej udanych gier. Ba, wspominane z nabożną czcią „dzieła sztuki” wraz z upływem czasu butwieją i same stają się nawozem dla kolejnych artystycznych prób. Tworząc zatem – służymy. Trafnie pogląd ten wyraził Victor Hugo w przemówieniu na otwarcie Międzynarodowego Kongresu Literackiego (1878): „Książka, jako książka, należy do autora, ale jako myśl – i nie ma w tym przesady – do ludzkości. Każdy rozum ma do niej prawo. Jeśli jedno z dwóch praw, prawo pisarza i prawo ludzkiego rozumu, musiałoby ulec, byłoby to z pewnością prawo pisarza, ponieważ naszą jedyną troską jest dobro wspólne i wszyscy, oświadczam, są ważniejsi od nas”. Oto droga, którą podąża idea domeny publicznej.

Domena publiczna najogólniej rozumiana to dobro wspólne całej ludzkości

Kulturowy czarnoziem, czyli kilka myśli o domenie publicznej / PSX Extreme 319

O czym właściwie mowa?

Domena publiczna najogólniej rozumiana to dobro wspólne całej ludzkości, a zatem język, przyroda, dziedzictwo kulturowe i naukowe. W tym artykule skupimy się na nieco węższym wycinku zagadnienia – utworze. Jak podaje Patrycja Cydejko-Stachowiak we wpisie „Utwór w prawie autorskim”, jest to „każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (art. 1 ust. 1 Pr. Aut.)”. Czyli na nasze: coś, co intuicyjnie rozumiemy jako kulturowy puzzel. W tym kontekście domena publiczna staje się ogólnodostępnym zbiorem treści, z których można korzystać praktycznie bez ograniczeń. „Sanktuarium indywidualnej ekspresji twórczej, zapewniające afirmatywną ochronę przed siłami prywatnego zawłaszczenia” cytując za Davidem Langem czy powołując się na Manifest Domeny Publicznej powstały z inicjatywy stowarzyszenia COMMUNIA: „surowiec, dzięki któremu tworzymy nową wiedzę i dzieła”.

Gdzieś pomiędzy „zabawne” a „smutne” lokuję fakt, że tak zaciekle broniony aż do dziś „Parowiec Willy” korzystał z piosenki „Turkey in the Straw” znajdującej się wówczas… w domenie publicznej.

Warto przy tym pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, przeniesienie utworu do domeny publicznej, czy to na skutek świadomej decyzji autora, czy też w wyniku upływającego czasu od publikacji (bądź jeśli powstał, zanim zrodziło się prawo autorskie w znanej nam postaci), wcale nie oznacza, że twórca składa swoje dzieło na ołtarzu ogólnospołecznego dobra i tonie w odmętach zapomnienia. W Polsce mowa o wygaszeniu praw majątkowych – wciąż istnieje obowiązek zaznaczania autorstwa, nienaruszalności formy i treści. Nikt nie przywłaszczy sobie „Wielkiej improwizacji”, nie zmieni kilku nut w utworach Mozarta przy jednoczesnym podtrzymywaniu, że „tak przecież było”. Za to będzie mógł spokojnie przeczytać za darmo w sieci „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza (co nieironicznie polecam) czy „Tako rzecze Zaratustra” Nietzschego. Po drugie, w polskim prawodawstwie… nie istnieje termin domena publiczna. To bardziej inicjatywa, abstrakcyjny twór, zbiór dzieł charakteryzujących się ogólną dostępnością, rodzaj umowy społecznej. Nie oznacza to, że zjawisko funkcjonuje w szarej strefie niedopowiedzenia.  Przepisy opisujące przejście danego utworu do domeny publicznej (choć tak jej nie nazywają) są niezwykle precyzyjne, po prostu samo określenie wydaje się raczej oddolną próbą zsumowania powszechnie dostępnego dorobku kulturowego. Warto dodać, że Polska od 1990 r. jest sygnatariuszem Aktu paryskiego Konwencji berneńskiej o ochronie dzieł literackich i artystycznych, sporządzonego w Paryżu 24 lipca 1971 r. Konwencja berneńska (1886) regulowała kwestie praw autorskich takie jak konieczność respektowania ich w krajach innych niż ten, z którego pochodzi twórca, czy ustalała minimalny czas ochrony. Akt paryski rozszerzył tę koncepcję. Zatem domena publiczna, choć terminem prawnym nie jest, ma solidne podstawy prawne.

Cały artykuł dostępny w PSX Extreme 319.

Instagram